Mulenga

... jest pierworodnym synem
swoich rodziców. Urodził się jedenaście lat temu na przedmieściach Lusaki. Jego
tata pracował w banku i przez kilka pierwszych lat życie dla chłopca i trójki
jego rodzeństwa było dobre. Rozpoczął naukę w jednej z lepszych szkół w
mieście; wyjazdy na wakacje; zakupy w dobrych sklepach; wycieczki do kina i
kolacje w restauracji. Życie było piękne i łatwe... dopóki tata żył.
W rok po pogrzebie musieli razem z mamą przeprowadzić się z czteropokojowego domu do jednego pokoju w slumsie. Szkoła się zmieniła, ubrania i jedzenie się zmieniły; wszystko się zmieniło ale wciąż byli razem jako rodzina.
W niedługo potem mama zachorowała. Zgodnie z zambijskim zwyczajem, już w dzień pogrzebu, rodzina (wujkowie i ciotki) ‘podzieliła się’ dobytkiem i... dziećmi. Mulenga i jego rodzeństwo zabrani zostali do innych rodzin, daleko od siebie.
Mulenga trafił do rodziny jednego z braci mamy. Zamieszkał razem z ósemką innych dzieci – swoich kuzynów. Z pierworodnego syna stał się ‘którymś tam w kolejce’ do podziału skąpego dochodu wujka – stróża nocnego. Nie było już pieniędzy na szkołę; zamiast nauki musiał rozpocząć pracę, aby pomóc wujostwu w utrzymaniu rodziny.
Nikt go nigdy nie zapytał jak się czuje po śmierci rodziców; nikt go nigdy nie pocieszył, czy usiadł z nim by go wysłuchać. Według tradycji wielu szczepów w Zambii, dzieci nie mogą uczestniczyć w pogrzebie; nie ma okazji do ‘ostatniego pożegnania’.
Pewnego dnia zginęły w domu pieniądze. Nie dużo, może jakieś 2 dolary, ale było to całodzienne utrzymanie rodziny. Wujek narobił rabanu i nakrzyczał na wszystkich. Pieniądze się nie znalazły, winnego nie było. W kilka dni później historia się powtórzyła. Tyle tylko, że tym razem zdenerwowana ciocia powiedziała do chłopca: ‘Problemy zaczęły się od czasu jak z nami zamieszkałeś’.
Obarczony bagażem nie tak przecież dawnych wydarzeń i drastycznych zmian jego młodego życia, przytłoczony ogromnym smutkiem po stracie rodziców i zamknięty w samotności po rozpadzie rodziny; Mulenga szybko doszedł do wniosku, że nikt go nie lubi, nie kocha i nie potrzebuje. ‘Moja mama nigdy by tak nie powiedziała’, ’Gdyby tata żył, nigdy by na to nie pozwolił’ – pocieszał się płącząc cicho.
Kolejny krok był już tylko następstwem ogromnego poczucia odrzucenia i samotności: ‘Skoro mnie nie chcą, to ucieknę’ – Mulenga trafił na ulicę.
W rok po pogrzebie musieli razem z mamą przeprowadzić się z czteropokojowego domu do jednego pokoju w slumsie. Szkoła się zmieniła, ubrania i jedzenie się zmieniły; wszystko się zmieniło ale wciąż byli razem jako rodzina.
W niedługo potem mama zachorowała. Zgodnie z zambijskim zwyczajem, już w dzień pogrzebu, rodzina (wujkowie i ciotki) ‘podzieliła się’ dobytkiem i... dziećmi. Mulenga i jego rodzeństwo zabrani zostali do innych rodzin, daleko od siebie.
Mulenga trafił do rodziny jednego z braci mamy. Zamieszkał razem z ósemką innych dzieci – swoich kuzynów. Z pierworodnego syna stał się ‘którymś tam w kolejce’ do podziału skąpego dochodu wujka – stróża nocnego. Nie było już pieniędzy na szkołę; zamiast nauki musiał rozpocząć pracę, aby pomóc wujostwu w utrzymaniu rodziny.
Nikt go nigdy nie zapytał jak się czuje po śmierci rodziców; nikt go nigdy nie pocieszył, czy usiadł z nim by go wysłuchać. Według tradycji wielu szczepów w Zambii, dzieci nie mogą uczestniczyć w pogrzebie; nie ma okazji do ‘ostatniego pożegnania’.
Pewnego dnia zginęły w domu pieniądze. Nie dużo, może jakieś 2 dolary, ale było to całodzienne utrzymanie rodziny. Wujek narobił rabanu i nakrzyczał na wszystkich. Pieniądze się nie znalazły, winnego nie było. W kilka dni później historia się powtórzyła. Tyle tylko, że tym razem zdenerwowana ciocia powiedziała do chłopca: ‘Problemy zaczęły się od czasu jak z nami zamieszkałeś’.
Obarczony bagażem nie tak przecież dawnych wydarzeń i drastycznych zmian jego młodego życia, przytłoczony ogromnym smutkiem po stracie rodziców i zamknięty w samotności po rozpadzie rodziny; Mulenga szybko doszedł do wniosku, że nikt go nie lubi, nie kocha i nie potrzebuje. ‘Moja mama nigdy by tak nie powiedziała’, ’Gdyby tata żył, nigdy by na to nie pozwolił’ – pocieszał się płącząc cicho.
Kolejny krok był już tylko następstwem ogromnego poczucia odrzucenia i samotności: ‘Skoro mnie nie chcą, to ucieknę’ – Mulenga trafił na ulicę.