
Na imię mam Richard, w naszej rodzinie jest nas czworo dzieci: dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Ja jestem najmłodszym z rodzeństwa i mam teraz 15 lat.
Pochodzę z miasta Ndola, gdy moja mam zmarła. Mój tato nie mógł sobie poradzić z utrzymaniem nas wszystkich i zdecydował, że ja zamieszkam z ciocią.
Pewnego dnia jeden z moich kolegów zaproponował abyśmy pojechali do Lusaki (350 km od mojego miasta). On chciał kupić jakieś gry komputerowe (tak mi powiedział). Zgodziłem się, bo chociaż nie mam mojej własnej gry, to bardzo lubię grać na komputerze u kolegów albo w salonie. Zapytałem się gdzie znajdziemy pieniądze na autobus, ale mój kolega powiedział mi żebym się nie martwił, bo on ma pieniądze, które zarobił w mieście myjąc samochody.
Do Lusaki dojechaliśmy późno w nocy i byłem bardzo głodny, ale mój kolega powiedział mi, że najemy się rano, gdy jego ciocia przyjdzie aby nas odebrać z przystanku. Miejsce do spania znaleźliśmy w jednym z kiosków na przystanku autobusowym.
Gdy obudziłem się rano zmarznięty, mojego kolegi już nie było. Nie mogłem go nigdzie znaleźć. Zacząłem chodzić bezradnie po mieście nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Po pewnym czasie znalazłem się na targowisku Soweto i tam spotkałem się z Ti-Dżejem, starszym ode mnie chłopakiem, który mieszkał tam już od dłuższego czasu. On powiedział mi, że się o mnie zatroszczy i że mogę się bawić z jego młodszym bratem Robertem, bo i tak nikogo innego w Lusace nie znam. Powiedział, że Robert nauczy mnie mówić w CiNjandzia, bo tam skąd ja pochodzę używamy tylko języka CiBemba.
Powiedziałem Robertowi, że jestem bardzo głodny i zapytałem gdzie znajdziemy coś do jedzenia. Powiedział mi, że będziemy zbierać odpadki z barów na targowisku. Wstydziłem się na początku, ale Robert powiedział mi, że kupowanie jedzenia to strata pieniędzy, które lepiej użyjemy na inne rzeczy.
Gdy wieczór nadszedł Robert zabrał mnie do innej części miasta, która nazywa się Northmead. Tam spotkaliśmy się z wieloma innymi chłopakami, którzy od dawna mieszkali na ulicy. Oni pokazali mi jak wąchać „stika” (rozpuszczalnik). Powiedzieli, że to „odbierze” mi głód i nieśmiałość.
Zostałem tam przez kilka dni. Potem, pewnego wieczoru, spotkałem się z Panem Mvula. Zapytał mnie, co robię w takim miejscu, skąd pochodzę i jak się znalazłem na ulicy. Opowiedziałem mu moją historię, a on zapytał mnie czy może nie poszedłbym z nim do ośrodka, w którym mieszkają tacy chłopcy jak ja. Byłem głodny i zmarznięty, więc się zgodziłem.
W Domu Nadziei spotkałem wielu chłopców w różnym wieku. Dano mi jedzenie, czyste ubranie, miejsce do spania i ciepłe koce. Po kilku tygodniach pojechaliśmy do mojego rodzinnego miasta, aby spotkać się z moją rodziną. Moja ciocia była bardzo szczęśliwa, że się odnalazłem, bo przez cały ten czas nie wiedziała gdzie jestem i czy wciąż żyję.
Wróciliśmy do Lusaki, do Domu Nadziei i zacząłem chodzić do szkoły. Jestem tutaj szczęśliwy i mam wielu przyjaciół. Przestałem już myśleć o powrocie na ulicę. Jak skończę szkołę chcę zacząć studiować prawo.
Pochodzę z miasta Ndola, gdy moja mam zmarła. Mój tato nie mógł sobie poradzić z utrzymaniem nas wszystkich i zdecydował, że ja zamieszkam z ciocią.
Pewnego dnia jeden z moich kolegów zaproponował abyśmy pojechali do Lusaki (350 km od mojego miasta). On chciał kupić jakieś gry komputerowe (tak mi powiedział). Zgodziłem się, bo chociaż nie mam mojej własnej gry, to bardzo lubię grać na komputerze u kolegów albo w salonie. Zapytałem się gdzie znajdziemy pieniądze na autobus, ale mój kolega powiedział mi żebym się nie martwił, bo on ma pieniądze, które zarobił w mieście myjąc samochody.
Do Lusaki dojechaliśmy późno w nocy i byłem bardzo głodny, ale mój kolega powiedział mi, że najemy się rano, gdy jego ciocia przyjdzie aby nas odebrać z przystanku. Miejsce do spania znaleźliśmy w jednym z kiosków na przystanku autobusowym.
Gdy obudziłem się rano zmarznięty, mojego kolegi już nie było. Nie mogłem go nigdzie znaleźć. Zacząłem chodzić bezradnie po mieście nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Po pewnym czasie znalazłem się na targowisku Soweto i tam spotkałem się z Ti-Dżejem, starszym ode mnie chłopakiem, który mieszkał tam już od dłuższego czasu. On powiedział mi, że się o mnie zatroszczy i że mogę się bawić z jego młodszym bratem Robertem, bo i tak nikogo innego w Lusace nie znam. Powiedział, że Robert nauczy mnie mówić w CiNjandzia, bo tam skąd ja pochodzę używamy tylko języka CiBemba.
Powiedziałem Robertowi, że jestem bardzo głodny i zapytałem gdzie znajdziemy coś do jedzenia. Powiedział mi, że będziemy zbierać odpadki z barów na targowisku. Wstydziłem się na początku, ale Robert powiedział mi, że kupowanie jedzenia to strata pieniędzy, które lepiej użyjemy na inne rzeczy.
Gdy wieczór nadszedł Robert zabrał mnie do innej części miasta, która nazywa się Northmead. Tam spotkaliśmy się z wieloma innymi chłopakami, którzy od dawna mieszkali na ulicy. Oni pokazali mi jak wąchać „stika” (rozpuszczalnik). Powiedzieli, że to „odbierze” mi głód i nieśmiałość.
Zostałem tam przez kilka dni. Potem, pewnego wieczoru, spotkałem się z Panem Mvula. Zapytał mnie, co robię w takim miejscu, skąd pochodzę i jak się znalazłem na ulicy. Opowiedziałem mu moją historię, a on zapytał mnie czy może nie poszedłbym z nim do ośrodka, w którym mieszkają tacy chłopcy jak ja. Byłem głodny i zmarznięty, więc się zgodziłem.
W Domu Nadziei spotkałem wielu chłopców w różnym wieku. Dano mi jedzenie, czyste ubranie, miejsce do spania i ciepłe koce. Po kilku tygodniach pojechaliśmy do mojego rodzinnego miasta, aby spotkać się z moją rodziną. Moja ciocia była bardzo szczęśliwa, że się odnalazłem, bo przez cały ten czas nie wiedziała gdzie jestem i czy wciąż żyję.
Wróciliśmy do Lusaki, do Domu Nadziei i zacząłem chodzić do szkoły. Jestem tutaj szczęśliwy i mam wielu przyjaciół. Przestałem już myśleć o powrocie na ulicę. Jak skończę szkołę chcę zacząć studiować prawo.